To były jednak tylko wspomnienia, nie zaś przygody z dziedziny kartofilii. Były jednak i takie przygody, pośród których jedną przynajmniej opowiem, będzie to bowiem nie tylko historia powstania pewnej pocztówki, ale również oryginalnych następstw, jakie za sobą pociągnęła: i to zarówno w sferze literacko-politycznej, jak i..... literacko-gastronomicznej.
Zaczęła się ona w listopadzie 1914 roku, kiedy ukończyłem już pięć lat, a wiązała z informacjami prasowymi o pięknej postawie króla Belgii, Alberta I, który dzielnie walczył, u boku Aliantów, z okupującą jego ojczyznę armią niemiecką, Otóż ojciec mój, który podziwiał męstwo młodego monarchy, a ponadto był odznaczony złotym medalem przez belgijską akademię Sztuk, Umiejętności i Literatury, poświęcił mu wtedy piękny wiersz Do Króla Belgów, wydrukowany następnie na łamach "Kuriera Warszawskiego". Tam chyba dojrzał go przedsiębiorczy wydawca (Stef. /ania?/ Granke) i jeszcze na początku grudnia ogłosił go drukiem w postaci ozdobnej pocztówki okolicznościowej (bodaj do pary z analogiczną pocztówką zawierającą Rotę Marii Konopnickiej).
Wiersz składał się z pięciu strofek sześciowierszowych, z których pierwszą przytaczam tutaj w całości:
Leonidasie drugi i Bayardzie!
Heroju wielki, co śmierć masz w pogardzie,
Choć u stóp Twoich krwi rozlała rzeki!
Maluczki władco wczoraj, dziś-olbrzymie!
Nie tylko dzieje zapiszą Twe imię,
W sercach je ludów wyryłeś na wieki!
Pocztówkowa edycja wiersza wymagała odpowiedniej oprawy graficznej, toteż Wydawca poprosił o nią Leonarda Barskiego, działającego w Warszawie wychowanka krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. W rezultacie tekst wiersza został wydrukowany maleńką czcionką w dolnej prawej części pocztówki. Mając nad sobą, w owalu, podobiznę króla Alberta.
Resztę miejsca wypełniła figuralna scena symboliczna, w której Belgia ( w postaci ukoronowanej kobiety) wyrywała się z rąk niemieckiego żołdaka, a Polska (kobieta bez korony) podawała jej, na klęczkach, zerwaną z niej szatę królewską. Cała ta kompozycja została wydrukowana zielonkawą farbą, opatrzona pod podobizną króla Alberta sygnaturą grafika: L.Barski, a verso nazwiskiem wydawcy oraz datą cenzury 19-XI-1914.
Ojciec natychmiast po otrzymaniu pocztówek "autorskich" ofiarował po jednej z nich mnie, i każdemu z mych trzech braci przyrodnich, nie spodziewając się bynajmniej, że to jeszcze nie koniec owej pocztówkowej przygody. Ów koniec przypadł dopiero na początku 1915 roku (bodaj w lutym), kiedy mój starszy braciszek, Mietek, krzyknął do mnie z drugiego pokoju:
- Julek, chodź prędko na balkon! Coś się dzieje przed naszym domem.
Szybko go usłuchałem, nie dbając nawet o włożenie czegoś cieplejszego, i zobaczyłem na dole wielką ciężarówkę, z której wynoszono jakieś paki, wnosząc je z kolej do naszej bramy. Wkrótce potem rozległ się dzwonek do mieszkania. Okazało się mianowicie, że owe paki, wypełnione kawą, kakao, czekoladą i pomarańczami, to dar jakiegoś komitetu belgijskiego, którzy korzystając ze swobodnego jeszcze transportu do Rosji (przez kraje skandynawskie?), przesłał je paru pisarzom i publicystom warszawskim, którzy w szczególny sposób poparli sprawę belgijską. Przesłanym "smakołykom" towarzyszyła ozdobna książka King Alberts Book, wydana jeszcze u schyłku 1914 roku, zawierająca zaś różne teksty, wierszem i prozą, napisane na cześć króla Alberta. Wiersz mego ojca, niestety był za późno ogłoszony, żeby mógł się tam znaleźć.
No co, czy to nieładne dopełnienie dziejów jednej pocztówki?
Artykuł profesora wydany przez Kwartalnik "Filokartysta" nr 1(3) w 1996 roku, strony 8,9, z adnotacją profesora, że wspomnienia zostały przekazane varsavianiście Jackowi Snopczyńskiemu (czyli mnie) z redakcji "Filokartysty", ponadto profesor zamieścił dedykację następującej treści: "Drogiemu Panu Jackowi Snopczyńskiemu, który "wycisnął" ze mnie to wspomnienie i na nowo odnowił me zainteresowania filokartystyczne."
Juliusz Wiktor Gomulicki, 13 marzec 1996 rok.
W oryginale artykułu zamieszczone są dwie pocztówki ze zbiorów autora tekstu:
Po czterech latach dołączam do tekstu profesora, ze swojego zbioru, trzecią pocztówkę o której opisuje profesor, a nie była zamieszczona w artykule, a mianowicie: